Moja domowa biblioteczka przeżywa od maja prawdziwe oblężenie. Przyczyniły się do tego przede wszystkim Targi Książki w Warszawie, start sklepu Wydawnictwa Wielka Litera oraz, nomen omen, nowości, które dostaję ostatnio od męża. Niestety z czytaniem tytułów z tego księgozbioru idzie mi dość opornie. Nie żebym nie chciała ich czytać, bo mam tam naprawdę wiele tegorocznych perełek. Jednak mówiąc o oblężeniu zapomniałam wspomnieć o Booktourach, czy książkach ze współprac z Wydawnictwami – cudowne tytuły mi się trafiły.
Wyobraźcie więc sobie moje przerażenie gdy dociera do mnie paczuszka dużej wagi, w której skryła się „Klątwa przeznaczenia” autorstwa Moniki Magoski-Suchar i Sylwii Dubienieckiej, którą mogę przeczytać dzięki Oldze z @books.with.passion . Jak na booktour to kolos – 800 stron! Odetchnęłam z ulgą gdy Olga powiedziała, że mam spokojnie 2 tygodnie. Ufff, może jakoś dam radę, chociaż przez niektóre czterystustronicowe pozycje ciężko było przebrnąć w ciągu 2 tygodnia, a przede mną aż 800!
Ale przejdźmy do rzeczy, na początek zostawiam Wam opis wydawcy, który mnie zaintrygował, choć nie ukrywam, że fajerwerków się nie spodziewałam (tego co w środku znalazłam też nie):
Arienne, młoda czarodziejka, szukając schronienia przed grożącym jej niebezpieczeństwem, postanawia zaufać Przeznaczeniu. Uzbrojona jedynie w magiczne umiejętności oraz kobiecą intuicję i spryt, przybywa do Czarnej Twierdzy, siedziby Związku- bractwa rządzonego twardą męską ręką, gdzie nie ma miejsca dla inteligentnych, uzdolnionych kobiet, takich jak ona. Zmuszona znosić liczne upokorzenia ze strony bezwstydnych Związkowców Arienne wchodzi pod protektorat jednego z najsilniejszych i najgroźniejszych z nich. Nie spodziewa się jednak, że za sprawą intrygującego, czarnowłosego mężczyzny cały jej plan się skomplikuje, zaś Los wyznaczy im wspólną misję.
Moje obawy odnośnie tej cegły okazały się zbyteczne, fabuła wciągnęła mnie tak, że mimo codziennego zabiegania udało mi się każdego dnia przeczytać minimum 100 stron i po tygodniu skończyłam całość. Dziwne to było czytanie bo skakałam pomiędzy książką papierową, a Legimi, żeby móc czytać nawet w nocy kiedy dzieci obok już śpią. Udało się nawet to 🤣
Pewnie mogłabym się wielu rzeczy przyczepić, a to skakania między naszymi bohaterami, a to zabiegów, które kompletnie mi do gatunku nie pasowały. Czy też archaizowania w listach, po których pojawiały się zegarki (sic! to mnie zaskoczyło chyba najbardziej). Ale wiecie co? Nie zamierzam się czepiać, bo debiuty mają to do siebie, że są troszkę nieokrzesane i wiele by trzeba doszlifować by były perfekcyjne. A to co według mnie wyszło autorkom najlepiej to clue, czyli fabuła! Bogata, wielowątkowa, cudowni bohaterowie – Arienne i Severo. Na początku tak od siebie odlegli i różni, by wciągnąć nas jak w wir w historię swojego związku. Duet autorski Moniki i Sylwii to strzał w dziesiątkę! Nie wyobrażam sobie pisać powieści w duecie, i to jeszcze tak by czytelnik się w tym nie połapał, a dziewczynom wyszło to perfekcyjnie! Mam nadzieję, że w końcu uda mi się z nimi spotkać osobiście i będę mogła przekazać im swoje wrażenia, które zostawiam Wam tutaj na papierze.
Jeśli nadal macie wątpliwości czy warto, to powiem tylko tyle – zaopatrzcie się od razu w Koronę przeznaczenia, bo będzie Wam mało. Dla mnie to opowieść, którą chętnie postawiłabym na półce obok „Świata Czarownic” Andre Norton i „Ziemiomorza” Ursuli LeGuin.
Za udział w BookTourze i możliwość przeczytania dziękuję @books.with.passion
Moja ocena: 10/10 👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍