Czy wiecie że minęło już ponad 100 dni od kiedy prowadzę bloga? Ależ ten czas leci! Czas zatem aby… podsumować dotychczasowe osiągnięcia? Nie! Byłoby to chyba niewyobrażalnie nudne i monotonne. Już lepiej zerknąć o czym pisałam i poczytać raz jeszcze 😉
Tymczasem chciałabym troszkę wrócić do początków i opowiedzieć Wam o tym jak zaczęło się moje szycie, skąd się wzięło, a także wyjaśnić kim jest tajemnicza Łucja.
Ale zacznijmy od początku, początku pomysłu na szycie, nie wytworów, bo te tworzę niemalże od zawsze. Zaczęło się od chęci uszycia czegoś dla chłopaków na maszynie, a do tego jak wiadomo potrzeba najpierw sprzętu – maszyny 😉 I tak chodziła za mną potrzeba zdobycia tegoż magicznego sprzętu przez ładnych kilka miesięcy – chodziła, gdyż miałam początkowo niezmierną chrapkę na jakąś pięknotkę rodem z Lidla. Tutaj się pojawił mój głos sumienia i stwierdził, że pobawię się chwilę i mi przejdzie. Mówił to wiedząc już, że mogę wziąć maszynę od mamy. Tak też zrobiliśmy. Zapakowałam chłopaków na wyprawę po maszynę i tak też ta oto panienka Singer 834, zwana Łucją pojawiła się u nas w domu. Chwilę szukała miejsca dla siebie, aby zadomowić się na desce do prasowania (i dobrze jej tam). Oto jak się pięknie prezentuje:
Na początku było nam ciężko, ale ćwiczenie czyni mistrza i każdego tygodnia powstają nowe wytwory, czasem prostsze czasem trudniejsze. Tymczasem by nie być gołosłowną jak trudne bywają czasem początki, oto mój pierwszy prawdziwy projekt szyciowy wykonany całkowicie na maszynie – podusia na szpilki.
Do wykonania wykorzystałam: bawełna w ptaszki, miętowe minky, cienka tasiemka rypsowa różowa i różowa metka z serduchem
Tasiemka okazała się bardzo praktycznym pomysłem – podusię można powiesić na czymś w czasie pracy 😉
Łucja w międzyczasie sprawiła, że dorobiliśmy się stołu i tam się przeniosła.
Teraz tylko czeka aż skończę bieżące szyciowe projekty bym mogła jej uszyć ubranko 😉 w międzyczasie pochwalimy się innymi projektami 😉