Trochę już Wam opowiadałam o Booktourach, jak na razie jednak nie mówiłam Wam, że zwykle staram się wybierać książki, które rzeczywiście chciałabym przeczytać. W przypadku tego tytułu cieszę się, że mogłam ją przeczytać właśnie w Booktourze, bo byłabym chyba bardzo zła za zakup takiej książki. Za udział dziękuję Odcieniestron
Ta recenzja nie jest dla mnie łatwa, bo też tego typu książka mi się do tej pory nie trafiła. Siadając do czytania liczyłam na pozytywną historię o miłości, która mnie ujmie od pierwszych stron. Tak się niestety nie stało. Pierwsze ok. 100stron (około, ponieważ w którymś momencie przerzuciłam się na ebooka) było istną mordęgą – lanie wody o tym jakie to życie jest cudowne, jak dobrze poznać pewnych ludzi i takie tam. I tak przez kolejne strony czytamy o tych życiowych cudownościach bez jakichkolwiek konkretów. Niestety konkrety w tej książce walą się i mieszają na każdym kroku. Ale o tym za chwilę. Tym gorzej czytało się jeszcze zachwyty nad tym laniem wody. Z ulgą odetchnęłam po przenosinach na wersję elektroniczną i…. od kiedy Piotr zaczął opowiadać swoją historię z lat młodzieńczych, którą czytało się może nie tyle płynnie co znacznie sprawniej niż współczesne wydarzenia bohaterów.
Słowem wstępu – historia opisana przez Małgorzatę Mikos w książce Dni naszego życia toczy się współcześnie pokazując obraz przyjaźni młodej dziennikarki ze starszym sąsiadem. Główna bohaterka, której na początku tak zależało na pracy, po jej utracie odnajduje nowe zajęcie – zajmowanie się starszym sąsiadem, dziwakiem, bardzo uczynne zresztą, ale chyba mało realne. Główny bohater historii – Pan Piotr początkowo przedstawiony jako 80-latek, w trakcie opowiadanej historii swojego życia młodnieje o jakieś 5 lat. Jeśli czytaliście książkę to piję do momentu, kiedy opowiada o tym jak 56 lat temu, w wieku lat 19-stu poznał swoją przyszłą żonę stracił swojego najlepszego przyjaciela Norberta. Z tymi konkretami autorka wyraźnie ma jakiś problem, bo żadne pojawiające się w książce miasto duże czy małe nie ma nazwy. Zważywszy również na fakt, że ze względu na wiek głównego bohatera 81 80 (lub 75) lat, cała historia dzieje się w czasach powojennych, a przez całą książkę nie mamy do tego, jakże istotnego, historycznego faktu odniesienia, jest co najmniej dziwne. Dziwne wydaje się również to, że niezbyt sytuowani ludzie, jakim byli rodzice Piotra, mogli sobie pozwolić na rarytas tamtych czasów – samochód. Niestety w całej książce jest masa nieścisłości i bardzo rozwlekłych opisów. Co zważywszy na fakt, że jest to pierwszy tom tej historii, jest ewidentnym zabiegiem by książkę maksymalnie wydłużyć, ewidentnie na siłę.
Drugie co bardzo mi się rzuciło to wielkie podobieństwo do historii z Sekretów i kłamstw Sylwii Trojanowskiej. Starszy mężczyzna opowiadający młodej kobiecie historię swojego życia. Gdybym miała porównać te dwie historie powieść Małgorzaty Mikos wypada kiepsko. Ale porównywać nie będę. Pomysł był dobry, bohaterowie dość ciekawi (historia Piotra wypada zdecydowanie ciekawiej i nie ma niepotrzebnych wydłużeń), tylko gdzieś tu zabrakło pomysłu co z tym zrobić, a potem pojawiła się myśl „na jednym tomie nie skończę”. I mamy co mamy, romantyczną okładkę i opis, a w środku próbę połączenia dwóch historii (współczesnej i historycznej) doprawiając ją odrobiną życiowych mądrości, którymi książka jest tak naładowana, że przestają mieć jakiekolwiek znaczenie.
Niniejszym chciałabym przeprosić autorkę za błędne imię w recenzji oraz za pomyłki odnośnie wieku bohatera.
Moja ocena: 3/10 👍👍👍🤜🤜🤜🤜🤜🤜🤜